Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility

Wycieczka czwartoklasistów z kaszubskiego do Kluk

Pranie na tarze, wyplatanie sznura, kopanie torfu, cięcie piłą drzewa – to tylko niektóre czynności z jakimi zmierzyli się uczniowie języka kaszubskiego z kl. IV podczas wycieczki do miejsca na samym końcu świata – do Kluk.
 
Nazwa Kluki pochodzi prawdopodpobnie o nazwiska mieszkańca wsi – Klaka, który miał siedmu synów i każdy z nich założył swoje gopsodarstwo. Kluka (w języku kaszubskim klëka) ma kilka znaczeń. Jest to zakrzywiony dziób, jarzmo na woły, bocian, kwoka wysiadująca jaja lub „sołecki sms”, czyli była to laska sołtysa. Gdy sołtys chciał powiadomoć mieszkańców o czymś ważnym, przekazywał sąsiadowi laskę z ustnie powiedzianą informacją i ten musiał przekazać ją następnemu. Gdy kluka wróciła do sołtysa, oznaczało to, że wszyscy mieszkańcy zostali powiadomieni. Nasze zwiedzanie Kluk zaczęło się lekcją muzealną. Dowiedzieliśmy się o założycielach osady oraz o czynnościach, jakie musieli wykonywać, by przeżyć. Ze względu na położenie geograficzne wsi, mieszkańcy byli odcięci od reszty świata, zatem musieli być samowystarczali. Dobrodziejstwa naturalne ziemi słowińskiej, takie jak: torf, lasy pełne grzybów i zwierzyny czy jeziora pełne ryb, zapewniały im możliwość organizowania sobie życia. 
Po prelekcji wzięliśmy udział w warsztatach na temat codziennych zajęć Słowińców, czyli jak warunki naturalne determinowały życie na wsi. Wspaniała była to zabawa, choć trzeba było sie trochę pobrudzić. I Kopanie torfu
Podczas tej pracy zdecydowanie wykazała się męska część grupy – Paweł Bajak i Marcin Dix nie bali się zatopić białych adidasów w błoto. Wykopywali bloczki torfu i układali je na stercie do wysuszenia. Później będzie on służył do ogrzania chat Słowińców.
 
II Cięcie drzewa piłą „moja – twoja”
Tu znów zdecydowanie męska część grupy dała popis swoim umiejętnościom, choć i dziewczyny dały się namówić na spróbowanie tej pracy. W końcu do rozpalenia ogniska potrzebne drewno, doch wùrszta na słuńcu sã nie ùsmażi! – jak mówiła Monika Zaron.
 
III Wyplatanie sznurka
Ciekawe zajęcie, choć bardzo żmudna to praca. By wypleść metr sznurka potrzeba bardzo dużo utkanego lnu. Ale przy pomocy pracowników Muzeum oraz urządzenia służącego do wyplatania sznurka, bardzo szybko gruba lina została wypleciona. Zwycięska załoga – Paweł i Marcin otrzymali sznurek w prezencie.
 
IV Lepienie ściany chaty
Gdy dziewczęta zobaczyły kupę słomy, zbudowany z drewna stelaż ściany i taczkę błotniastej gliny, od razu odsunęły się do tyłu. Ale nie było tak łatwo, każdy musiał spróbować tej czynności. Najpierw ze słomy kręciło się warkocz, potem przekładało się go przez stelaż, a na końcu obrzucało błotem. Dziewczęta świetnie radziły sobie z wyplataniem warkocza, natomiast Paweł, Marcin i Paweł obrzucali ścianę gliną. 
 
V Pranie na tarze
Ubrudzone ubrania trzeba po robocie wyprać. Zdecydowanie damska część grupy mogła się tu wykazać. Drewniana tara, balika z wodą i trzeba było prać. W drugiej balice był już metalowy dzwon służący do wytwarzania mydlin w wodzie, by łatwiej uprać lniane koszule. 
 
Uwieńczeniem zwiedzania Kluk było ognisko i kiełbaski. Ponieważ do kalendarzowej wiosny jeszcze tydzień, a wszystkie zajęcia odbywały się na świeżym powietrzu, prędko biegliśmy, by ogrzać się przy rozpalonym ognisku. 
 
Wspaniale było dowiedzieć się i przekonać o tym, w jaki sposób niegdyś Słowińcy organizowali sobie zajęcia, by przeżyć. Bez dostępu do sklepów, komunikacji miejskiej, opieki medycznej, bieżącej wody, prądu, telefonów i intenretu. I że kiedyś smsem była kluka sołtysa.